Pracownicy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta co jakiś czas zasiadają do lektury regulaminów biur podróży i wybierają z nich te zapisy, które uważają za nieuczciwe. Trafiają one na listę klauzul niedozwolonych, których stosowanie w branży turystycznej jest kategorycznie zakazane. Warto zapytać: czy słusznie?
Szczytne założenia
Polska jest krajem starającym się wpisać w model państwa opiekuńczego. To oznacza, że rozwinęliśmy, a przynajmniej staramy się rozwijać, rozmaite usługi socjalne, świadczone przez rządowe agencje. Państwowa opieka zdrowotna, państwowe emerytury, państwowe szkolnictwo. To wszystko elementy rozbudowanego systemu, którego celem jest pomoc osobom mniej zaradnym, a także uniknięcie niedopatrzeń, przekłamań czy oszustw, które – jak twierdzą zwolennicy rozwiązań socjalnych – mogłyby często zdarzać się na wolnym rynku.
Taki sam cel przyświeca UOKiK-owi, którego pracownicy regularnie aktualizują listę klauzul niedozwolonych. Dzięki ich działaniom rzekomo branża turystyczna staje się bardziej przystępna dla szarego człowieka – obowiązuje ją ogólny zakaz stosowania zapisów uznanych za nieuczciwe. Oczywiście inicjatywę tę podjęto z jak najlepszych intencji, ale każdy zna powiedzenie o materiale, którym wybrukowano piekło. Jak zatem prezentuje się teoria w starciu z praktyką?
Mniej nie znaczy lepiej
W praktyce tworzenie listy klauzul niedozwolonych oznacza ograniczanie firm. W pierwszej chwili można pomyśleć, że nie ma w tym nic złego – wszak ochronie podlega klient, a to jest najważniejsze. Spojrzenie na sprawę z dalszej perspektywy ujawnia jednak wady tego rozwiązania.
Nie będziemy poruszać kwestii zasadności uznawania poszczególnych zapisów za nieuczciwe; nie zapytamy także, gdzie jest granica wolności zawierania umów i kto powinien ją wyznaczać. To fakt, że wśród klauzul niedozwolonych znajdują się zapisy stosunkowo nieszkodliwe (np. konieczność zwrócenia określonej części poniesionych przez biuro podróży kosztów w przypadku rezygnacji z usługi w ostatniej chwili). To jednak efekt, a nie przyczyna.
Podstawowym problemem systemu uznającego klauzule niedozwolone jest ograniczanie rynku. Im większa panuje na nim konkurencja, tym lepiej dla klienta, ponieważ firmy o niego walczą: ceną, jakością usług, oferowanymi warunkami. Odbierając im narzędzia walki (czyli zapisy umowy), unifikujemy oferty i sprawiamy, że możliwości wyboru stają się mniejsze. W efekcie biura podróży nie mogą zawalczyć o względy podróżnych, wybierających się na wczasy w górach, nad morzem czy w jakiekolwiek innym kierunku, np. poprzez obniżenie cen, ale kosztem surowszych kar w przypadku nagłej rezygnacji z wyjazdu. Wybór staje się mniejszy.
To z kolei zabija niektóre firmy, które być może miałyby szansę utrzymać się na rynku, gdyby mogły zaoferować własne warunki. Branża staje się więc coraz bardziej hermetyczna – co sprawia, że ceny mogą być utrzymywane na wysokim poziomie, bo nie istnieje ryzyko, że nagle pojawi się ktoś nowy z tańszą, lepszą, inną ofertą. Konieczność kontrolowania regulaminów pod kątem nowych klauzul również pochłania mnóstwo środków i wpływa na ostateczny koszt wycieczki.
Kwestia odpowiedzialności
Koniec końców, wszystko sprowadza się do odpowiedzialności każdego turysty. Powinniśmy zapoznawać się z regulaminem biura podróży przed skorzystaniem z jego usług, a jeżeli nie odpowiadają nam warunki – zawsze możemy poszukać innego biura. Wówczas klauzule niedozwolone nie będą potrzebne, bo rynek będzie regulować się sam; firmy z kiepską ofertą poprawią się albo zginą. Zapytasz być może: a co z regulaminem tak skomplikowanym, że trudno go zrozumieć? Odpowiedź jest prosta: również możesz pójść gdzieś indziej; do firmy, która oferuje warunki jasne i zrozumiałe.
Niestety, nie lubimy czytać regulaminów – stąd poleganie na ocenie urzędników. To jednak prowadzi do ograniczeń, które na wiele sposobów wpływają na wzrost cen. Im bardziej zależy nam na dobrych, uczciwych ofertach, wyselekcjonowanych przez urzędników, tym mniejsze staje się grono osób, które stać na wakacyjny wyjazd.