No właśnie zastanawiam się nad przedziwnym fenomenem jakim jest instynkt zachowania gatunku. Patrzę na zdjęcia dzieci , takie jak każdy ma w swoim rodzinnym albumie.
I tak sobie wymyślam. Przecież w swej najprostszej formie instynkt ów działa tak, że każde stworzenie, wręcz każda forma życia zrobi wszystko by pojawiło się a następnie przetrwało następne pokolenie. To oczywiste, ale zastanawiam się jak ten instynkt działa na cywilizowanego, przeciętnego człowieka. No bo w zasadzie, dlaczego chcemy mieć dzieci? Jak by nie patrzeć gdzie tu zysk? Jak ktoś wyliczył kiedyś wyprowadzenie swojego potomka „na ludzi” to koszt przynajmniej 150 tysięcy złotych. Sporo! Niezłą brykę by można z tego… No dobrze, a co z Twoja wolnością? Zastanowiłeś się ile razy będziesz musiał rezygnować ze swoich przyjemności bo dziecko…. Nie pojedziesz na tu, nie zobaczysz tamtego, nie odwiedzisz tego… Jak by nie patrzeć same straty. Aten młyn, w który dziecko nieuchronnie Cię wciągnie. Najpierw żłobek ganiasz rano zanieść (płacz), popołudniu odbierz (płacz),. Potem przedszkole. Rano zaprowadź (płacz), popołudniu odbierz (płacz). Potem szkoła , rano zawieź (często płacz) popołudniu przywieź ( jeszcze częściej płacz) i końca tego nie widać. A te wymagania! Najpierw trzeba ubrać , ale tak żeby innym oczy wyszły z orbit, potem musi być mądre, tak aby innych zazdrość zjadła, wreszcie musi mieć osiągnięcia, żeby… a przecież wiemy, że osioł ani be ani me… w końcu nie daleko pada jabłko od… Chyba się zagalopowałem ,przecież każdy wie, że jestem supermenem (tyle, że incognito). I jak to wszystko sobie teraz wypisałem to chyba rozumiem po co nam ten instynkt przetrwania gatunku – no bo czemu następnemu pokoleniu ma być lepiej? Niech też się męczy! Niech też gania z dzieciakiem pod pachą w te i we wte, a to lekcje muzyki, a to dodatkowy angielski, a to trening. Niech wie, ile się namęczyliśmy, żeby wyszli na ludzi!
Czy aby na pewno?
Ponarzekać można, więcej czasami nawet trzeba. Ale też trzeba być uczciwym ,przynajmniej względem siebie. No bo prawda jest taka, że sposób w jaki ów tajemniczy instynkt zachowania gatunku działa na nas jest w gruncie rzeczy bardzo, ale to bardzo przyjemny. Bo choć marudzę teraz, to przecież, gdy rączki córki otaczały moją szyję to nie było takiej rzeczy na świecie na którą bym się nie poważył… dla niej. Bo gdy uśmiech mojego syna tańczył na jego twarzy, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Tak działają dzieci. Naprawdę!. Jeżeli nie jesteś rodzicem, nie uwierzysz. To trzeba przeżyć samemu. Dzisiaj gdy moje dzieci są już starsze i prawie samodzielne, z przyjemnością wracam do tych chwil, gdy w kieracie zasuwało się, żeby następne pokolenie przetrwało… I trochę mi tego brakuje. Patrzę dziś na zdjęcia dzieci gdy biegały po mieszkaniu, czyniąc straszny harmider. Wtedy bywało, byłem zły na nie. Dzisiaj mi tego brakuje. Bo chyba jedyna sensowna odpowiedź, na pytanie do czego służą dzieci, jest taka: są sensem, jedynym sensem, naszego istnienia!
Polecam te moje dywagację wszystkim tym, którzy „realizują siebie” w pracy. I co? Na co Wam to przyjdzie? Kto uroni łzę za Wami gdy Was już nie będzie?