Tłumaczenia medyczne i farmaceutyczne wymagają szerokiej wiedzy z wielu różnych dziedzin. Aż trudno wyobrazić sobie osoby dysponujące zarówno typową dla filologów zręcznością stylu, bogatym zasobem słownictwa, znajomością struktur gramatycznych i kolokacji, a jednocześnie umiejętnością analitycznego myślenia, syntezy treści, właściwą przedstawicielom nauk ścisłych, jak również – co niezwykle istotne – znajomością tematu.
Już od dawna trwa dyskusja o tym, czy tłumaczenia z dziedziny medycyny i farmacji należy powierzać „filologom z medycznym zacięciem” czy raczej „uzdolnionym językowo lekarzom i farmaceutom”. Można by sądzić, że znajomość tematu, rozumiana jako wiedza z dziedziny medycyny i farmacji, zdobyta zarówno na uniwersytetach medycznych, jak i w ramach mniej oficjalnego doskonalenia zawodowego, jest kwestią absolutnie kluczową i nadrzędną. Trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem, jednak tylko w przypadku ściśle określonych tłumaczeń medycznych, na przykład kart informacyjnych leczenia szpitalnego, epikryz, opisów badań radiologicznych itp.
W przypadku tłumaczenia artykułów naukowych za równie istotne można uznać umiejętności językowe, nienaganny styl i staranny dobór środków językowych, które stanowią swoistą oprawę dla stricte naukowych terminów i sformułowań. Niestety, umiejętności łączenia tych jakże odmiennych wymagań w zakresie wyczucia stylu i profesjonalnego przekładu treści naukowych nie można nabyć na żadnych kursach lub szkoleniach, a wyłącznie w drodze wieloletniego doświadczenia i mozolnego samorozwoju, niekończącej się lektury oraz analizy tekstów paralelnych i źródłowych.
Odrębnym tematem są również tłumaczenia dokumentacji badań klinicznych, protokołów eksperymentalnych, formularzy świadomej zgody, raportów PSUR, dokumentacji laboratoryjnej zgodnej z Dobrą Praktyką Wytwarzania, dokumentacji rejestracyjnej leków w formacie CTD, charakterystyk produktów leczniczych, ulotek leków itp. Tu z kolei można zaryzykować stwierdzenie, że kluczowym elementem jest znajomość zharmonizowanych wymogów formalnych, przedstawionych w odnośnych dyrektywach, rozporządzeniach i wytycznych, sporządzanych m. in. przez Europejską Agencję ds. Leków i transponowanych do ustawodawstwa krajowego.
Wątpliwości może budzić również klasyfikacja niektórych tekstów, zaliczanych do tłumaczeń z dziedziny medycyny i farmacji. Czy tłumaczenie instrukcji obsługi aparatu do obrazowania rezonansem magnetycznym lub skomputeryzowanego sprzętu laboratoryjnego ma więcej wspólnego z techniką czy medycyną? I komu lepiej powierzyć tego typu zlecenia? Farmaceucie, lekarzowi czy tłumaczowi specjalizującemu się w testach technicznych, np. dyplomowanemu informatykowi lub inżynierowi-elektronikowi? Na drugim biegunie znajdują się dokumenty dotyczące leków i terapii o charakterze ściśle promocyjnym i marketingowym. W tym przypadku tłumacz powinien umiejętnie posługiwać się marketingową nowomową, a nawet zabawić się w copywritera. Kogo zatem wybrać? Odpowiedź na to pytanie pozostaje kwestią otwartą, choć można zasugerować daleko idącą ostrożność w myśl angielskiego powiedzenia: „Jack of all trades, master of none” (kolokwialnie z języka angielskiego: „Majster do wszystkiego, to fachowiec do niczego”).